California Dreaming


Wyladowalismy w San Francisco. Jest to zdumiewajace miasto, zdecydowanie moje ulubione w USA. Samochodem jezdzi się po nim jak kolejka gorska. Teren jest tam bowiem mocno pagorkowaty, a ulice poprowadzono - po amerykansku - jak biczem strzelił. W zwiazku z tym ponad trzydziesto-procentowe nachylenie nie nalezy do rzadkosci. Srodmiescie jest stosunkowo niewielkie (da się obejsc na piechote) dzieli się na kilka wyrazistych czesci, zupełnie od siebie odmiennych. Z naszpikowaną wiezowcami dzielnica finansowa sasiaduje Chinatown, gdzie jest bardzo orientalnie i nawet tabliczki z nazwami ulic są po chinsku (obok w dzielnicy wloskiej sa rzecz jasna po wlosku). Jest tez Ashbury-Heights, totalnie hippisowska dzielnica, gdzie w 1968 zalczelo sie slynne Summer of Love. Poza tym Mission, latynowska dzielnica, gdzie warto wybrac sie na pyszne jedzenie (uwaga na burritos, ktore sa spokojnie wielkosci przecietnego noworodka :) Pozostale dzielnice sa zabudowane w wiekszosci domkami w stylu architektonicznym rownie charakterystycznym co osobliwym ("swietofranciszkanskim"?).

Warto wybrac sie tez przez zatoke do Berkey, gdzie znajduje sie kampus jedenego z najlepszych uniwersytetow w USA, University of California in Berkley. Jest to miejsce wielu indywidualistow i intelektualistow co widac to w kazdej kawarni i ksiegarni. Jedna z nich nazywala sie "Ten Thousand Minds on Fire", tak bym tez opisala to miejsce.

Z San Francisco pojechalismy brzegiem morza na poludnie slynna droga numer 1. Slynie ona z pieknych widokow oraz czestych mgieł. Mielismy szczescie, ze udalo nam sie zobaczyc to pierwsze. Zatrzymalismy sie na nocleg w Carmel, malym miasteczku bogaczy, gdzie jako ciekawostka Clint Eastwood byl wojewoda (nie wiem czy to odpowiednik amerykanskiego 'mayor', ale cos w tym stylu), mieszkancy powymyslali sobie ciekawe zasady: zadnych neonow, smietniki maja byc drewniance i zamykane, nie ma numerow ulic ani roznosicieli listow....

Dalej poprzez byla misje meksykanska w Santa Barbara dojechalismy do Los Angeles (LA).

LA bardzo nas rozczarowało, glownie ze wzgledu na przytlaczajay rozmiar tego drugiego na swiecie najwiekszego najwiekszego miasta. Nie ma tam tez nic godnego uwagi. Hollywood jest to ulica jakich wiele, o kiepskiej nawierzchni, otoczona budynkami, z których połowa chyli się ku upadkowi i oprocz Teatru Kodaka (gdzie raz w roku rozdaja Oskary) na codzien pelno jest sprzedawcow koszulek i suvenirow. Inne atrakcje to chinski teatr (zwykłe kino), odciski rak gwiazd filmowych w chodniku, i muzea. Słynny napis "Hollywood" to pozostałosc po reklamie firmy sprzedajacej dzialki. W celu odfajkowania przejechalismy tez przez Beverly Hills, ale nic godnego wzmianki nie spostrzeglismy, a milionowe domy i sklepy, ktore mozna odwiedzic tylko poprzez umowienie sie, dosadnie daja odczuc ze to nie nasze miejsce :)

Bardzo swietnie jednak spedzilismy czas z naszymi znajomymi Kristine i Christianem, ktorzy przepowadzili sie z Waszyngtonu do LA rok temu. Zatrzymalismy sie w ich nowych, ladnym domu i mielismy super przyjemna kolacje noworoczna z pysznym jedzeniem, smiesznymi czapkami o polnocy i tancami (OK, nie do rana, bo Adas sie budzi o 7, i trzeba bylo klasc sie wczesniej).














Ogolnie podroz bardzo sie udala. Przejechalismy ponad 1,000 km, zobaczylismy Kalifornie od polnocy do poludnia. Co najwazniejsze, Adas tez mial swietna zabawe, codziennie nowy pokoj hotelowy do zabawy, a ile my zwiedzilismy placow zabaw?!

Zapraszam na wiecej zdjec tutaj.

Na konice cytat: "California to nie jest zwykły stan - to stan...umysłu"

Komentarze

  1. Anonymous said...
    Zgadzam sie z twoja opinia o LA. Ja tez bylam rozczarowana. W czasie gdy zwiedzalam LA bylam pod wrazeniem filmow D. Lyncha i postanowilismy z Jimem przejechac cala Mullholand Drive. Okazalo sie to niemozliwe bo kilkakrotnie jest przerywana i zaczyna sie zupelnie gdzies indziej. W LA podobala mi sie najbardziej dzielnica Santa Monika. Tam w centrum jadlam najlepsze w zyciu burrito z kurczka.
    Ciesze sie , ze moge chociaz w taki sposob obserwowac Adasia rozwoj a poza tym jestem dumna z ciebie , ze uwazasz, ze warto to utrwalic i poswiecasz temu mnostwo czasu.
    Mama

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonymous said...
    Zgadzam sie z twoja opinia o LA. Ja tez bylam rozczarowana. W czasie gdy zwiedzalam LA bylam pod wrazeniem filmow D. Lyncha i postanowilismy z Jimem przejechac cala Mullholand Drive. Okazalo sie to niemozliwe bo kilkakrotnie jest przerywana i zaczyna sie zupelnie gdzies indziej. W LA podobala mi sie najbardziej dzielnica Santa Monika. Tam w centrum jadlam najlepsze w zyciu burrito z kurczka.
    Ciesze sie , ze moge chociaz w taki sposob obserwowac Adasia rozwoj a poza tym jestem dumna z ciebie , ze uwazasz, ze warto to utrwalic i poswiecasz temu mnostwo czasu.
    Mama

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty