If you are going to San Francisco...

10 lat temu, w czasie moich ostatnich studenckich wakacji, spedzilam cale lato w San Francisco. Pracowalam jako kelnerka w podrzednej restauracji. Wynajmowalam pokoj z innymi studentami. Zachwycalam sie atmosfera miasta, czulam sie troche hippie'sowsko i caly czas podspiewywalam sobie ta piosenke. Bo San Francisco bylo mekka ruchu hippisow. Odrzucalam normy spoleczne oparte na konsumpcji, rywalizacji i materializmie.

:
:
:

Za tydzien wyjezdzam sluzbowo do San Francisco na coroczne spotkanie prawnikow ze wszystkich amerykanskich oddzialow mojej firmy. Zatrzymamy sie w ponizszym ekskluzywnym hotelu (zamku?!). Spedze pare dni z najbardziej wzietymi i zarazem zawzietymi prawnikami w kraju. Pewnie tez najbogatszymi. Czyli definicja konsumpcji, rywalizacji i materializmu!


Czuje, ze sie sprzedalam :(

Komentarze

  1. Ola, jestem pewna ze jakbys teraz dalej byla kelnerka i mieszkala ze studentami - nawet najbardziej hippisowskimi - to nie byloby to Twoim spelnieniem marzen. Po prostu lifes goes on i to niesamowite jaki zrobilas postep w ciagu 10 lat. Az strach myslec gdzie bedziesz za kolejne 10!
    Caluje, RK

    OdpowiedzUsuń
  2. No Kochana, kelnerka to juz bym nie chciala byc na pewno, wiadomo. Jednak czuje, ze jakbym pracowala dla jakies bardziej wartosciowej idei, to bym miala wiecej satysfakcji. Jak juz wiele razy przebakiwalam, moim marzeniem jest United Nations!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ola, mozesz byc z siebie dumna. Hippie mozesz byc zawsze - ideologicznie, duchowo - jak chcesz, mozesz to nazwac, ale life goes on, coraz to nowe wyzwania, ktorym sprostalas, to rozwoj. Dysonans masz niepotrzebie. :*

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty