15 sierpnia 2005

Asia - Mama Blizniakow, swoim postem o porodzie maluchow roczulila mnie i wzbudzila moje wlasnie wspomnienia, ktore postanowilam niniejszym opisac.

Moja ciaza od poczatku do konca byla zwyczajna, zadnych problemow.

Date porodu mialam ustalona na 15 sierpnia (poniedzialek).

W piatek bylam u lekarza, ktory poinformowal mnie, ze jak przez weekend nie urodze to w poniedzialek (15stego) mam do szpitala jechac na wywolanie.

Nie wiem, czy to tylko zwykly przypadek, czy tez moj lekarz to jasnowidz jakis, a moze oni naprawde tak dokladnie potrafia wyliczyc. Bo w nocy z niedzieli na poniedzialek, 15 sierpnia, o 1 w nocy - podczas kolejnej z wypraw do lazienki pekaja mi wody!

Razem z Dimo na spokojnie, po pustych w srodku nocy drogach, dojezdzamy do szpitala po 25 minutach. Mam lekkie skurcze, ktore przypominaja bole miesieczne, jestem podeskcytowana, pozytywna i nawet troche wesola.

Po ulokowaniu w pokoju (tutaj musze dodac, ze jestem wdzieczna amerykanskiej sluzbie zrowia [ale zabrzmialo!?] za godne [a wrecz wygodne] warunki rodzenia) probowalismy z Dimo troche pospac, ale moje skurcze zaczely byc raczej nieprzyjemne. W ciagu godziny, byly juz napawde bolesne, i zaczelam sie dopytywac, czy moglabym dostac cos na bol. Pielegniarka osadzila, ze jest jeszcze za wszesnie, czym mnie zalamala bo myslalam ze jestem juz conajmniej w polowie drogi.

Nastepna godzina, byla jeszcze znosna, ale gdzies okolo 6 rano - weszlam w sam srodek piekla, wdechy i wydechy ze szkoly rodzenia na nic sie zdaly, skurcze co minute mnie paralizowaly, w przerwie miedzy skurczami krzyczalam na wszystkich zeby dali mi cos na bol. Wiem, ze miliony matek przez to codziennie przechodzi - ale dla mnie moje skurcze byly po prostu pieklem na ziemi. Nawet wspierajacy Dimo, ktory staral sie wszystko ustawic w odpowiedniej perspektywie powtarzajac jak zaklety: "You can do it, the baby is coming!" nie zmienil tego, ze bol to bol, nawet jak dla wlasnego dziecka tak samo boli.

Jak juz tak zaczelam sie meczyc, szlochac, krzyczec i inne takie, to w koncu podano mi 'epidural - czyli znieczulenie do kregolsupa' o ktory tak blagalam (kolejna dywagacja co do tutejszego lecznictwa - tylko 4% porodow NIE uzywa tego znieczulenia - ja nie bylam jedna z nich)

I co bylo dalej?

20 minut pozniej spokojnie sobie z Dimo zasnelismy :) Komputer pokazywal czeste i duze skurcze i ja .... sobie spalam. Bosko!

Po jakis 2-3 godzinach, zmiejszono mi troche dawke i stwierdzono, ze czas na parcie (tak to sie mowi?) Adas za bardzo do wychodzenia sie nie palil, zazdroszcze kobietom, ktore mowia, ze trzy skurcze i dziecko juz w ramionach a mi to zajelo kolejne 2 godziny, ale w koncu po maksymalnym wydarciu sie na cale gardlo pokazal sie maluch.

Zawsze wiedzialam ze bede plakac jak go zobacze.

Ale jak mi polozyli na brzuchu ta mala kruszynke, to czas stanal w miejscu. Porazil mnie ogrom milosci. Pamietam jaki byl cieplutki, malutki, wysmarowany - moj syn, moja krew i cialo. No i wszyscy w trojke ladnie sobie zawodzilismy.

Adas ani razu nie opuscil naszego pokoju, na miejscu go myto i badano. W ciagu 30 minut dostalam go do karmienia. A potem tylko pielegniarki przychodzily notowac kiedy i ile jadl, ilosc pieluszek itd.

Na nastepny dzien pojechalismy do domu.

I zyli dlugo i szczesliwie :)

Komentarze

  1. Jeszcze daleko naszym szpitalom do takich warunków, niestety.
    Troszkę Ci zazdroszczę takich przeżyć, tego, że u mnie nie było zaskoczenia, że to już. Jechałam na wizytę do lekarza i właściwie byłam pewna, że zostawi mnie w szpitalu, tym bardziej, że odległość między szpitalem a domem wynosiła ok. 90 km.
    Nie mogliśmy ryzykować.

    A jak patrze na Twoje zdjęcie to jakbym patrzyła na siebie po porodzie - spuchnięta ale przeszczęśliwa!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie w komentarzach podziękowałam Ci za reklamę mojego bloga i śmiesznie wyszło, bo inna dziewczyna myślała, że to do niej :-)

    Zatem jeszcze raz dzięki. Po Twoim poście miałam kilka wejść ze Stanów, więc reklama działa, hehehe!

    Teraz będę odpowiadać na komentarze zwracając się imiennie :-))

    OdpowiedzUsuń
  3. Najwazniejsze ze dzieci zdrowe - szpital to nie wszystko - chociaz minimum godnosci i wygody rodzenia, powinno byc zapewnione WSZEDZIE, prawda?

    Ja z kolei tego zaskoczenia sie troche balam, bo przez cale 9 miesiecy mialam wizje, ze mi moje wody pekna gdzies w metrze, autobusie czy innym rownie publicznym miejscu :)

    To zdjecie to nasze pierwsze jako rodzina trzyosobowa, wiec mam duzy sentyment - chociaz wygladam jak barylka stu-kilowa :)

    Widzialam zarowno Twoj komentarz jak i ten nastepny - usmialam sie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie, nie chodzi o luksusy w szpitalu ale o tą godność, o możliwość skorzystania ze znieczulenia bez wręczania koperty pod stołem.
    Jeśli chodzi o dobro dzieci i o opiekę nad nimi, to nie mogłam narzekać. Przede wszystkim na bieżąco informowano mnie o ich stanie. Właśnie dlatego rodziłam w Poznaniu, ze względu na dzieci.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty