Life after...
To juz prawie 10 miesiecy, od kiedy opuscilam korporacjny swiat. Nie ma dnia, zebym nie byla zadowolona z tego wyboru. Tak, owszem pracuje. Mam wlasna kancelarie w centrum Waszyngtonu.
Jednak sama ustalam kiedy i ile chce pracowac. Mam kariere, klientow, wlasne publikacje i konferencje. Mam wielke ambicje i plany na przyszlosc. Mam rowniez wszystko czego poprzednio nie mialam: CZAS na dzieci, na hobby, na ksiazki, na wakacje, na yoge, na francuski, na flamenco, na poranna kawe z gazeta. Czuje taki balans i zen w moim zyciu, ze czesto jezdze samochodem z opuszczonymi oknami, muzyka na maksa i kazda komorka w moim ciele krzyczaca: LIFE IS SO GOOD!
Na przyklad wczoraj.
Odwoze Adasia do szkoly na 9-ta. Wracam do domu, pije kawe i odpowiadam na maile od klientow. Mam na to tylko 2 godziny, bo o 11-stej jade znowu do szkoly Adasia. Dzieci maja wycieczke do lokalnego teatru na przedstawienie i ja zglosilam sie jako ochotnik do pomocy. Wioze w samochodzie Adasia i jego trzech kolegow. Smieje sie w duchu jak slysze te podekscytowanie rozmowy dzieci, ktore wyrwaly sie ze szkoly i jada na wycieczke. W teatrze klne na siebie, ze zapomnialam swetra bo klima tak daje, ze jestem jednym soplem jak wychodze. Zawozimy dzieci do szkoly. Wracam do domu, przebieram sie w dresy i zajmuje sie moim nowym ogrodkiem (o tym pozniej). Zosia i Martin biegaja szczesliwi i bawia sie w nowej piaskownicy. Ja w miedzy czasie, rowniez gotuje obiad. Dimo wraca do domu i "przejmuje" dzieci. Idzie z nimi na spacer i odebrac Adasia ze szkoly. Ja w miedzy czasie biore szybki prysznic, zakladam czerwona sukienke i buty na obcasach i lece z kolezanka do miasta na bankiet w zwiazku z ta konferencja. Wjezdzajac do centrum tuz przed siodma i widzac zmeczony tlum pracownikow jadacych do domu, nie moge sie pozbyc mysli, ze to bylam ja rok temu. To wszystko, to ~zycie~ mi tak wlasnie umykalo. Wieczorem juz w domu znowu na laptopie zajmuje sie pewnymi sprawami, ktore nie moga czekac do jutra.
Jutro jednak do biura na caly dzien. Oh, poor me! ;)
Jednak sama ustalam kiedy i ile chce pracowac. Mam kariere, klientow, wlasne publikacje i konferencje. Mam wielke ambicje i plany na przyszlosc. Mam rowniez wszystko czego poprzednio nie mialam: CZAS na dzieci, na hobby, na ksiazki, na wakacje, na yoge, na francuski, na flamenco, na poranna kawe z gazeta. Czuje taki balans i zen w moim zyciu, ze czesto jezdze samochodem z opuszczonymi oknami, muzyka na maksa i kazda komorka w moim ciele krzyczaca: LIFE IS SO GOOD!
Na przyklad wczoraj.
Odwoze Adasia do szkoly na 9-ta. Wracam do domu, pije kawe i odpowiadam na maile od klientow. Mam na to tylko 2 godziny, bo o 11-stej jade znowu do szkoly Adasia. Dzieci maja wycieczke do lokalnego teatru na przedstawienie i ja zglosilam sie jako ochotnik do pomocy. Wioze w samochodzie Adasia i jego trzech kolegow. Smieje sie w duchu jak slysze te podekscytowanie rozmowy dzieci, ktore wyrwaly sie ze szkoly i jada na wycieczke. W teatrze klne na siebie, ze zapomnialam swetra bo klima tak daje, ze jestem jednym soplem jak wychodze. Zawozimy dzieci do szkoly. Wracam do domu, przebieram sie w dresy i zajmuje sie moim nowym ogrodkiem (o tym pozniej). Zosia i Martin biegaja szczesliwi i bawia sie w nowej piaskownicy. Ja w miedzy czasie, rowniez gotuje obiad. Dimo wraca do domu i "przejmuje" dzieci. Idzie z nimi na spacer i odebrac Adasia ze szkoly. Ja w miedzy czasie biore szybki prysznic, zakladam czerwona sukienke i buty na obcasach i lece z kolezanka do miasta na bankiet w zwiazku z ta konferencja. Wjezdzajac do centrum tuz przed siodma i widzac zmeczony tlum pracownikow jadacych do domu, nie moge sie pozbyc mysli, ze to bylam ja rok temu. To wszystko, to ~zycie~ mi tak wlasnie umykalo. Wieczorem juz w domu znowu na laptopie zajmuje sie pewnymi sprawami, ktore nie moga czekac do jutra.
Jutro jednak do biura na caly dzien. Oh, poor me! ;)
W życiu wszystko ma swoją cenę, ty zrezygnowałaś z kariery na korzyść swojej firmy, czasu dla dzieci i hobby. Myślę, że to dobry wybór, choć wiem, że niektórzy uważają takie życie za nudne, jednak wolę taką "nudę" i spokojne życie niż spędzanie w korku 1,5h i nadgodziny w korpo. Dziś cieszy mnie mój dom, ogród i zdrowe dzieci, mam czas na lekturę, lampkę wina i przytulanie moich dzieci. Lubię swoje życie i czuję się szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie to najlepsza puenta! Brawo!
UsuńJa też nie jestem zwierzęciem korporacyjnym i nie umiałabym tak pracować. Co prawda pracuję na etacie, ale nie jest to aż tak uciążliwe. Buziaki dla Was :))
OdpowiedzUsuńNa etacie tez mozna miec zycie - nie kazdy musi wlasny biznes rozkrecac. Jak widze u Was jakie macie fajne pasje i czeste wakacje to na pewno duzo z zycia czerpiecie!
UsuńInspiruja mnie takie kobietki jak Ty, Olu
OdpowiedzUsuńSzczegolnie takie podsumowania, co sie w zyciu osiagnelo - z tego wynika, ze You Have It All!!;)
Macie super zycie, Pozdrawiam
Witam!
UsuńKazdy powinien znajezdz swoj balas - wlasny biznes tez nie jest dla wszystkich pisany. Ale dla mnie to bingo!
U Ciebie tez mi sie podoba! :)
Po każdym Twoim poście budzi się we mnie optymizm. LIFE IS SO GOOD! Dziękuję :)
OdpowiedzUsuńProsze, prosze! Cos za cos :) Ja u Ciebie znajduje inspiracje artystyczne a ty tu optymistyczne :)
UsuńJuz tak sie wychwalasz ta swoja kancelaria i ta swoja Ameryka ze mdlo sie robi jak sie czyta ... Nie podniecaj sie tak bo zalosna robisz sie momentamim... Jak rozpieszczone dziecko chwalisz sie tym co ty nie masz lub czego nie osiagnelas ..... Tysiasce ludzi tak zyje wiec niech ci sie nie wydaje ze to tylko ty taka lajtowa jestes.
OdpowiedzUsuńMam tylko jedna rade do trola. Ja tez czasami wpadam na blogi, ktore mnie denerwuja, od ktorych mnie mdli, ktore mi sie nie podobaja. I wiesz co wtedy robie? Po prostu wymazuje linki do tych blogow z mojego komputera i juz nigdy na nie nie wchodze. Wiec wypad, dobra?
UsuńOlu, ciesze sie, ze czujesz taki balans zyciowy. Super, bo pamietam jak juz nie wyrabialas w korpo.
OdpowiedzUsuńA troli tutaj nie chcemy!
Pa, RK
Olu, tak powinno wyglądać życie. I ja mam podobne plany. Nie chcę już dłużej pracować jak w kieracie i nie mieć czasu na nic poza pracą i kilkom godzinami snu. Czas wreszcie się ogarnąć i wziąć życie w swoje ręce. Mam je tylko jedno i ono nigdy więcej się nie powtórzy. Dlatego ten czas, kiedy jeszcze pracuję u kogoś, wykorzystuję maksymalnie jak się da: chodzę na kursy, szkolenia, warsztaty, poznaję nowych ludzi, staram się cieszyć tym, co mam, co mogę ofiarować i tym, co mogę dostać. Mam nadzieję, że jestem na dobrej drodze.
OdpowiedzUsuńBrawo, powodzenia!
UsuńLubię czytać Twojego bloga i podziwiam Twoje fajne życie, szczęśliwą rodzinę. Ja powoli, małymi kroczkami staram się zmieniać swój korporacyjny młyn i całkiem nieźle mi chyba idzie :-) Pozdrowienia
OdpowiedzUsuńCiesze sie, witam i zycze powodzenia w planach!
Usuń